Solidarność Wielkopolska - Dobry czas dla pisania, trudny dla prasy
Dobry czas dla pisania, trudny dla prasy
Wtorek 16 lutego 2021

Z Franciszkiem Gwardzikiem, wydawcą i redaktorem dwutygodnika ,,Powiaty-Gminy” rozmawia Anna Dolska

Utrzymać się w obecnych czasach na rynku prasowym jest wielką sztuką. Od kilku lat mówi się o kryzysie mediów, a pana dwutygodnik w tym roku obchodzi 25-lecie. Trudno bezpłatnej gazecie regionalnej utrzymać się na rynku?

- Do 25-lecia jeszcze mamy kilka miesięcy, bo numer zerowy ,,Powiatów-Gmin” ukazał się 7 czerwca 1996 r. Z tej perspektywy faktycznie obecny czas jest bardzo trudnym rynkiem dla mediów, mimo że paradoksalnie czasy sprzyjają pisaniu. Jest pełna swoboda, można bez ograniczeń głosić swoje poglądy - oczywiście z zachowaniem reguł prawa prasowego i nikogo nie obrażając - ale niestety nasze społeczeństwo jest bardzo podzielone. Z tego powodu czasem spotykam się z nieprzychylnymi komentarzami. Zarzucają mi o skrzywienie związkowe i prawicowe. Ja jednak robię swoje.  

I sprzyja pan ,,Solidarności”.

- Z niej wyszedłem. Zakładałem związek ,,Solidarność” w PGR-ach w Rakoniewicach. Pracowałem tam jako pracownik fizyczny, a potem brygadzista kierujący brygadą murarzy. Jestem związany z ,,Solidarnością” od 40 lat. Nie ukrywam swoich sympatii.

Skąd wziął się pomysł na samorządową gazetę u brygadzisty z PGR i związkowca?

- Chciałem coś zmienić. Uznałem jednak, że dyskusje i rozmowy, to za mało. Nie mają takiej siły przebicia, by z poglądami i pomysłami wyjść na zewnątrz. Stwierdziłem, że poprzez gazetę, artykuły, mam szansę dotrzeć do szerszego grona osób. Przekaz prasowy zostaje utrwalony, pozostaje na całe życie. Założyłem czasopismo, bo miałem coś do powiedzenia.

Dwutygodnik ,,Powiaty-Gminy” dociera do 27 gmin i ponad 60 miejscowości w regionie. Jak duży zespół pracuje na pozyskaniem informacji z tak dużego obszaru?

- Swego czasu wpadłem na dobry pomysł, żeby podpisać umowy z samorządami gminnymi, żeby sami pisali i publikowali u mnie wiadomości ze swojego terenu. Najpierw podpisałem umowy z 2-3 gminami, a teraz materiały przysyła 15 gmin. Urzędnicy zajmujący się promocją, przesyłają w zależności od potrzeb na adres redakcji materiały ze spotkań samorządowców i burmistrza ze szkołami, instytucjami państwowymi i pozarządowymi. U mnie nie ma cenzury, udostępniam łamy, a samorządy umieszczają relacje i teksty z życia swojej gminy.

Jednak sam pan też pisze i publikuje na łamach dwutygodnika. Nie oddał pan swoich łamów w całości.

- Mam otwarte oczy i mogę pisać, co uważam za cenne. Piszę uczciwie jak jest, przestrzegając wszystkich zasad dziennikarskich. Sam kolportuję, piszę artykuły, sam redaguję wydania. Mam jedną osobę, która składa gazetę i kolejną do kolportażu. Czasem pomaga mi też żona. A jest co robić, bo zasięg ,,Powiatów” rozciąga się od Poznania do Zielonej Góry i obejmuje całą południową Wielkopolskę.

Czy za to bezkompromisowe podejście nie zdarzały się panu sprawy sądowe?

- Jak byłem zielony, na samym początku, to się zdarzało, że ktoś poczuł się obrażony i podał mnie do sądu. Lata doświadczeń zrobiły swoje i teraz już nie spotykają mnie takie historie.

Jaki nakład mają ,,Powiaty-Gminy”?

- Rozpoczynaliśmy od 5 tysięcy egzemplarzy. Doszliśmy do 12 tysięcy. Teraz przystopowała nas nieco pandemia. W ciągu roku wiele wydarzeń w związku z nią się nie odbyło, nastąpił stan zawiedzenia, więc też znalazło to swoje odzwierciedlenie w gazecie.

Czy po ćwierć wieku działalności planuje pan dziennikarską emeryturę?

- Mam takie refleksje związane z jubileuszem, że powoli robię się za wolny. Coraz trudniej mi być wszędzie i trzymać rękę na pulsie, ale broni nie składam. Jestem na etapie przeglądania roczników. Przygotowuję wspomnienie. To dla mnie czas refleksji. Nie ma ludzi na świeczniku, z którymi bym nie rozmawiał. Dzięki gazecie miałem kontakt z wieloma osobami, które tworzyły historię naszego kraju – z prezydentami, wojewodami. Zawsze jednak uważam, że niezależnie od opinii, każdemu z nich, ze względu na piastowaną funkcję należy się szacunek.

Wychował pan następcę?

- Mam pięciu synów, ale żaden nie chce przejąć gazety. Poukładali sobie życie zawodowe i są szczęśliwi. Wnuczka co prawda studiuje dziennikarstwo, ale ma inne plany. Wie, że bycie wydawcą to ciężki chleb.

Czy oprócz wspomnienia, planuje pan udostępnienie archiwalnych roczników gazety?

- Podpisałem umowę z Muzeum Pożarnictwa w Rakoniewicach. Im przekażę archiwalne wydania. Będą tam do wglądu. To historia 25 lat wydarzeń z regionu.