Solidarność Wielkopolska - Kampania o euro
Kampania o euro
Poniedziałek 14 stycznia 2013

Trudno mieć wątpliwości. Rozpoczęła się kolejna kampania o przystąpienie Polski do strefy euro. Już widać - wystarczy czytać GW - że będzie się ona odbywać pod hasłem: Nie zostańmy na peronie! Dotychczas zwolennicy szybkiego przystąpienia Polski do strefy euro podkreślali przede wszystkim, że da to polskiej gospodarce dostęp do taniego kredytu. Bagatelizowali też potencjalne negatywne następstwa usztywnienia kursu waluty. Jednak - choć obecny kryzys jest daleki od zakończenia - stało się już jasne, że sztucznie tani kredyt może łatwo być przyczyną powstania bańki spekulacyjnej (doświadczyła tego przede wszystkim Grecja, ale teżHiszpania i Irlandia), a brak możliwości dostosowania wartości pieniądza do sytuacji na rynkach sprzyja recesji. Szczęśliwie, Polska nie doświadczyła ani jednego, ani drugiego. To dlatego przede wszystkim (a nie z powodu szczególnie trafnej polityki rządu) gospodarka jak dotąd wykazała sporo odporności na zewnętrzne impulsy kryzysowe.

Z całą pewnością są dziś dodatkowe powody, by na perspektywę akcesji do strefy euro patrzeć z większym niepokojem. Pozostając przy analogii kolejowych podróży, można powiedzieć, że dziś jest szczególnie ważne, by sprawdzić, gdzie jedzie pociąg, do którego mamy wsiąść, tym bardziej że trze-

ba kupić drogi bilet. Zwolennicy szybkiego dołączenia do strefy euro wskazują, że Unia dzieli się na dwie (albo więcej) części (prędkości) i tylko kraje strefy euro będą ważne. Ten podział jest faktycznie wysoce prawdopodobny, ale w żadnym razie nie wynika z tego, że przyłączenie się do strefy jest dla Polski wy-

borem optymalnym. Polska powinna przede wszystkim twardo się dopominać, aby Unia nie rezygnowała z zasady solidarności. Nie może być tak, że jesteśmy poddani twardemu reżimowi zasad jednolitego rynku europejskiego, natomiast transfery finansowe są traktowane jako przejaw szczodrości zamożnych krajów. Niestety, polski rząd nie stawia tej kwestii pryncypialnie, ograniczając się do kuluarowych zabiegów o możliwie korzystny budżet. Oczywiście, pryncypialne stanowisko nie daje gwarancji sukcesu, ale nie ma też żadnych powodów, by zakładać, że akces do strefy euro (wysoce przecież ryzykowny) otworzy nam drogę do unijnej kasy.

Rzeczywiste przyczyny zaczynającej się obecnie kampanii nie są związane z troską jej animatorów o wysokość finansowych transferów. Chodzi o to, co zawsze - o wyłudzenie przyzwolenia społeczeństwa na duży krok w kierunku europejskiej federacji. Jej zwolennicy są po prostu przekonani; że nie można mieć istotnych pożytków z suwerenności państwa. Obawiają się, że wyborcy - wcześniej lub później – „oszaleją" i wyniosą do władzy „populistów”, którzy odrzucą liberalny model polskiego ustroju. Mają jednak na drodze do rezygnacji z krajowego pieniądza poważną przeszkodę: konstytucję, która jednoznacznie przesądza, że pieniądzem w Polsce jest złoty.

Ta przeszkoda może być potencjalnie sforsowana na dwa sposoby: zmianę konstytucji przez parlament lub uzyskanie przyzwolenia na wstąpienie do strefy euro na drodze referendum (co też wymaga zmiany konstytucji). W tym pierwszym przypadku blok europejski (PO, SLD, Ruch Palikota i ewentualnie PSL) musiałby wysoko wygrać wybory. To bardzo mało prawdopodobne. W tym drugim przypadku także szansa jest nikła i nieprzypadkowo zwolennicy przyspieszenia integracji od perspektywy referendum odżegnują się bardzo zdecydowanie. Twierdzą, że Polacy dokonali już wyboru w referendum akcesyjnym w 2003 roku. Nieważne, że wówczas kwestia wspólnej waluty była na marginesie, nieważne, że teraz większość Polaków akcesji nie chce, nieważne, że ujawniły się zasadnicze mankamenty wspólnego pieniądza.

Rozpoczęta już kampania zmierza do przestraszenia ludzi: spadniemy do drugiej ligi, nie będziemy mieli na nic wpływu. Nasi liderzy autentycznie się martwią, że zabraknie dla nich miejsca przy unijnym stole biesiadnym. Faktycznie, sytuacja jest niewesoła. Unia znalazła się w kryzysie i okazała się ugrupowaniem kontrolowanym przez najważniejsze państwa. Ale też nie było dobrych powodów, by oczekiwać, że będzie inaczej. To, czego najbardziej nam potrzeba, to realistycznej oceny i twardego domagania się naszych praw. Podlizywanie się silnym (przede wszystkim Niemcom) jest drogą donikąd.

Ryszard Bugaj

 

 

(Przedruk: „Tygodnik Solidarność” z 11 stycznia 2013)