Solidarność Wielkopolska - Między życiem a prawdą!
Między życiem a prawdą!
Poniedziałek 10 grudnia 2012
Fot. Anna Niedziela

Komitet Praw Dziecka ONZ zamierza domagać się od Parlamentu Europejskiego delegalizacji ,,okien życia”, które – zdaniem ONZ-owskich urzędników – naruszają prawa dziecka m.in. do poznania biologicznych rodziców.

W Polsce ,,okna życia” funkcjonują od 2006 r. Dzięki nim udało się uratować (być może od śmierci) 44 dzieci. Pierwsze uruchomiono w Łodzi. Działają w kilku miastach w naszym kraju, także w Poznaniu przy ul. Swobody. Informacja o zamiarach Komitetu wzbudziła szerokie dyskusje zarówno przeciwników, jak i zwolenników ,,okien życia”, w których matki mogą anonimowo zostawiać dzieci, których nie mogą lub nie chcą wychowywać.

Przeciwnicy podnoszą, że w ciągu tych kilku lat do ,,okien życia” podrzucono ,,zaledwie” 44 dzieci. Ale czy życie ludzkie można przeliczać?  Jedno czy kilkaset - każde jest bezcenne, a nie każda matka ma tyle odwagi i świadomości, by niechcianego dziecka zrzec się w świetle prawa, zostawiając w klinice i po 30 dniach podpisać stosowne dokumenty. Wiele z tych kobiet boi się tego, co inni ludzie o nich pomyślą, co powiedzą. Właśnie z takiej bezradności czasem zamiast urodzić w szpitalu, w odpowiednich warunkach, rodzą pokątnie w domu i wyrzucają noworodka w reklamówce na śmietnik. 
Argument o pozbawienie prawa dziecka do poznania swojego pochodzenia jest niczym w porównaniu z jego szansą na życie. Podrzucony do ciepłego inkubatora, być może nie będzie nigdy wiedział kim byli jego rodzice, ale otrzyma opiekę i rodzinę. A co po samoświadomości dziecku, które bezradna matka pozbawi życia? Niechciane dzieci, których matki nie mają odwagi zrzec się formalnie, podrzucane są nie tylko do ,,okien życia”, ale też w miejsca publiczne, z kartką przypiętą do śpiworka. Takie dziecko też nie pozna swojego pochodzenia. Jest dokładnie w takiej samej sytuacji prawnej jak dziecko dostarczone do ,,okna życia”. W ,,oknie życia” jednak w ciągu 3 minut zapewnia się noworodkom fachową opiekę i otacza bezpieczeństwem. To chyba lepsze rozwiązanie od podrzucania w tramwaju czy w kościelnej ławce.

Maria Herczog, węgierska socjolog i członkini komitetu ONZ, inicjatorka wystąpienia do UE o likwidację ,,okien życia” twierdzi, że ,,okna życia” nie działają w interesie dzieci, bo zachęcają matki do ich podrzucania. Co jest w stanie zachęcić matkę do oddania dziecka? Kobiety oddają dzieci z przeświadczeniem, że w ten sposób będą miały szansę na lepszy byt, którego nie mogą im zapewnić. Absolutnie nie działa tu mechanizm zachęty.

Przeciwnicy przekonują, że matka, która porzuca dziecko w reklamówce na śmietniku i tak t nie zaniosłaby go do ,,okna życia”. Skąd taka pewność? Może niektóre z kobiet dopuszczających się podobnego czynu, gdyby wiedziały, że jest takie miejsce, gdzie anonimowo można podrzucić noworodka, uratowałyby swoje dzieci zamiast skazywać je na śmierć.

Jest jednak punkt, z którym trudno się nie zgodzić. ,,Okna życia” nie załatwiają sprawy niechcianych dzieci i świadomego macierzyństwa. Potrzebne są rozwiązania systemowe, edukacja seksualna. A tego wciąż u nas zbyt mało i na złym poziomie.

Nikt chyba jednak nie ma wątpliwości, że lepiej by dziecko żyło i nie wiedziało kto jest jego biologiczną matką, niż miało trafić na śmietnik i nie mieć szansy na życie w rodzinie zastępczej. Jeśli ,,okno życia” uchroni choć jedno dziecko, to warto by na nie czekało.

*****

Okna życia

Historia „okna życia” sięga XII wieku. Pierwsze powstało już w 1198 r. w Rzymie przy powstałym z inicjatywy papieża Innocentego III szpitalu Ducha Świętego.

W aktualnej formie pierwsze ,,okno życia” założyła w 1999 r. niemiecka pastorka Gabriele Stangl. Wysłuchała ona wcześniej dramatycznego wyznania kobiety, która urodziła dziecko poczętego przez gwałt. W całych Niemczech funkcjonuje obecnie około 100 takich okien, w Polsce jest ich ponad 40, niemal tyle samo w Czechach, około 10 – we Włoszech, na Litwie, Rosji, Słowacji, Szwajcarii i Belgii.

Anna Dolska