Solidarność Wielkopolska - Moja misja – informować o Polakach na Litwie
Moja misja – informować o Polakach na Litwie
Poniedziałek 16 marca 2020
fot. A. Dolska

Z Edytą Maksymowicz, dziennikarką polską na Litwie, działaczką społeczności polskiej, kierownikiem redakcji TVP Wilno i współzałożycielką portalu Wilnoteka.lt  rozmawia Anna Dolska

Podczas tegorocznego Kaziuka w Poznaniu (8 marca) otrzymała pani "Żurawinę 2020" – wyróżnienie przyznawane przez Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej za zasługi na rzecz środowiska Polaków na Litwie. Jakie znaczenie ma dla pani ta nagroda?

- Ogromne, bo to docenienie całej naszej działalności. Mówię w liczbie mnogiej, bo nie odbieram tego osobiście, ale traktuję to jako nagrodę dla całego polskiego środowiska dziennikarskiego na Litwie, zwłaszcza dwóch ośrodków: TVP Wilno i Wilnoteki. W całej swojej pracy dziennikarskiej obrałam misję informowania o Polakach na Litwie i tego, co się u nich dzieje. Przypominamy i pokazujemy, że są tu Polacy, funkcjonują i mimo wielu zmian, czują się i chcą Polakami pozostać. Niesienie tej wiedzy traktowałam jako swojego rodzaju wyzwanie. Ta nagroda jest potwierdzeniem tego, że to się udaje, że w dalekim Poznaniu, ale bardzo bliskim duchowo dla Polaków na Litwie, nie zapomina się o rodakach za granicą. Potwierdzeniem tego jest chociażby aktywna działalność i rozpoznawalność, jaką cieszy się Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej.

Jak liczna jest teraz społeczność Polaków na Litwie?

- Szacowaliśmy, że na Litwie żyje ćwierć miliona Polaków. Teraz jest trochę mniej, bo zachodzą procesy asymilacji, ale nadal jest ich około 200 tysięcy.

W jednym z odcinków Wilnoteki moją uwagę zwrócił materiał, w którym była mowa o tym, że kary grożą za używanie polskich nazw, że młodzi Polacy nie chcą się uczyć litewskiego, co zamyka im drogę do lepszej pracy. To był przekaz mówiący o dyskryminacji ze względu na narodowość. Jak to jest możliwe w kraju unijnym?

- To bardzo skomplikowany problem. Litwa jest małym krajem, który uzyskał niepodległość całkiem niedawno, bo dokładnie 30 lat temu. Młody i mały kraj szuka swojego miejsca i wyjątkowo nerwowo reaguje na różne sytuacje. Polacy zawsze trochę byli solą w oku dla Litwinów, którzy chcieliby mieć kraj wyłącznie dla siebie, a Polacy są tu od wieków. Nie mają ambicji separatystycznych, ale dopominają się o swoje prawa. Pamiętajmy, że przed wojną w Wilnie mieszkało tylko 2 proc. Litwinów. Dlatego potrzeba mądrości i dialogu, żeby to wszystko poukładać. Z jakiej racji Polacy mają tracić polskie szkoły, które mieli od zawsze i swoje prawa? Wiadomo, że czują się tutaj u siebie i chcą respektowania swoich praw. Po wydarzeniach krymskich sytuacja się nieco zmieniła. To był zimny prysznic. Wszyscy ochłonęli i troszeczkę te zmiany podążają ku lepszemu. Myślę, że z czasem uda się poukładać tę nieufność i kompleksy małego narodu. Polacy na Litwie chcą się uczyć litewskiego i bardzo dobrze go znają - zwłaszcza młodzi ludzie – ale nie można zmuszać ich, żeby traktowali język litewski jako ojczysty. Przymuszani są, żeby wyrzec się własnego języka. Przez takie działania polszczyzna zubożała. Wiele straciliśmy, bo młodzież wyjechała na studia za granicę, bo byli przerażeni, że nagle muszą się wykazać znakomitą znajomością litewskiego. To są trudne procesy. Polacy czują, że ktoś im coś zabiera, ale mam nadzieję, że to się w końcu unormuje.

Jaki jest stosunek starszych Polaków do ojczyzny, a jaki młodych? Widzi pani różnicę?

- To bolesna sprawa. Starsze pokolenie żyje w uwielbieniu i tęsknocie za Polską. Młodzież ma mniejszy sentyment, bo wszystko w Europie się ujednolica. Druga kwestia jest taka, że Polska popełniła ogromny błąd. Nie inwestowała w swoją promocję na Litwie,  nie próbowała pokazać, że jest fajnym krajem. Przez wiele lat wręcz krzyczeliśmy o tym, że coś złego się dzieje. Tu panowało przekonanie, że Polska to niedobry kraj. Młodym imputowano, że Polska jest beznadziejna i nikt nie prowadził działań promocyjnych, żeby pokazać ojczysty kraj z jak najlepszej strony. I nie chodzi tylko o Polaków, ale też Litwinów. Młodzi nie mają takiego sentymentu do Polski jak my, którzy mieliśmy polskie książki, radio i telewizję. Ojczyzna była daleko, bo nie można było do niej jeździć, ale mimo wszystko Polska była w nas. Ja się wychowałam na książkach Musierowicz. Nasze dzieci już nie miały takiego dostępu. Jest jeszcze jeden aspekt: w latach 70. bardzo żywe było środowisko kresowe. Z Wilna po wojnie wyjechało 300 tys. Polaków. Zostali przesiedleni. Osiadali w Poznaniu, Toruniu, Wrocławiu i Warszawie, no i tam miało się rodzinę. To były bardzo bliskie więzi, ale pokolenie kresowiaków odeszło, więzi się poluzowały. Już nie ma do kogo pojechać do Polski, nie ma z kim utrzymywać relacji. Zmalał sentyment do Polski. Unia Europejska otwarta, ale jest jakoś trudniej o kontakty. Nie ma takich ciągot. Dlatego bardzo ważna jest działalność prowadzona np. przez Towarzystwo Miłośników Wilna. To nadaje sens polskim zespołom ludowym i innym artystom, którzy mogą przyjechać do Polski, zaprezentować się, nawiązać kontakty. Trudno jest zaprosić zespół liczący kilkadziesiąt osób, ale to niesamowite, że Poznań potrafi to zorganizować.

Jaką grupą społeczną są Polacy na Litwie? Jaki jest ich status ekonomiczny?

- Przez wiele lat przyzwyczailiśmy się, że Polacy na Litwie są biedni i należy im pomagać. To jest trochę błędne myślenie, bo Polacy na Litwie wcale biednie nie żyją. Nie żyją w jakiś slumsach. Radzą sobie coraz lepiej, robią biznesy, znają języki. Młodzi ludzie studiują, jeżdżą po całym świecie. Faktem jednak jest, że jako grupa Polacy na Litwie są najmniej wykształconą społecznością, zaraz przed Romami. Ale to nie ich wina. To wina sytuacji. Po wojnie z Wilna wyjechała cała inteligencja. Na Wileńszczyźnie zostali tylko ludzie przywiązani do ziemi, chłopi. Potrzeba pokoleń żeby wykształcić inteligencję. Dlatego tak ważny jest rozwój szkolnictwa polskiego na Litwie. Dlatego bardzo prosimy Polskę o wsparcie, by nadrabiać te straty. Brakuje tu osób z wyższym wykształceniem, które mogłyby się piąć po drabinie urzędniczej, bo Litwini szybciej przyjmą swojego niż Polaka. Smutne jest też to, że jak polskie firmy wchodzą na litewski rynek, to zatrudniają Litwinów, bo uważają, że Polscy źle im robią wizerunkowo. Odwrotnie Rosjanie, którzy wspierają rodaków, szukają pracowników już na uczelniach. Postępowanie polskich firm bardzo zraziło młodzież. Jest też druga strona tego zjawiska. Paradoksalnie to Polacy znają języki: polski, litewski, rosyjski, angielski, są bardziej otwarci. Polacy na Litwie – chyba jako jedyni na świecie – mają tu swój klub parlamentarny, dwóch ministrów, doradcę prezydenta i premiera. To jest duże osiągnięcie, żadna diaspora nawet w USA nie ma takich osiągnięć. Litwa jest krajem unijnym i nie można już tu mówić: ,,biedni Polacy”. Potrzebna jest im pomoc, ale w formie wsparcia, kontaktów. Nie tak, że bierzemy używane ubrania - choć to też jeszcze się zdarza – czy książki, które zamiast wyrzucić wyślemy do Polaków na Litwie. Nie tędy droga.

Jak to się stało, że zaczęła pani organizować polskie harcerstwo w odrodzonej Litwie?

- Przed wojną na Wileńszczyźnie było bardzo silne harcerstwo. Wileńskie drużyny były jednymi z najsilniejszych w Rzeczypospolitej. Po wojnie wszystko zamarło. Kiedy w latach 90. Litwa wybijała się na niepodległość, w Polsce rozwijał się ZHR. Mieli ambicje i wiedzę, którą nas zarazili. Postanowiliśmy zorganizować drużynę także u nas. Bardzo było nam trudno to odbudować po radzieckim ruchu pionierów, bo ciągle nas porównywali. Przed wojną ważną postacią harcerstwa był Józef Grzesiak „Czarny” i jego drużyna ,,Czarna Trzynastka”, dlatego od jego nazwiska nazwaliśmy też naszą. Harcerstwo zaczęło się odradzać i teraz jest silne na Litwie - to duży sukces.

Jest pani też współorganizatorką Polskiego Centrum Audiowizualnego i Polskiej Multiteki w Wilnie. Co skrywa 10 tysięcy godzin archiwalnych nagrań?

- To nasze osiągnięcie. Od kiedy jesteśmy korespondentami na Litwie, czyli od 1997 r., nagraliśmy wiele materiałów o relacjach polsko-litewskich i wydarzeniach związanych z Polakami. Niczego nie kasowaliśmy. Zbieraliśmy też materiały od osób prywatnych. Wszystko o polskim życiu na Litwie. Jakby ktoś chciał zrobić retrospektywę Polaków na odrodzonej Litwie, to my to wszystko mamy zarejestrowane. TVP Wilno nie dysponuje własnym archiwum, więc bazuje na materiałach Multiteki. Jeśli ktoś z Polski robi reportaż, to też udostępniamy. Mamy ambicje, żeby wszystkie nasze materiały były dostępne w Internecie.

*****

Ta nagroda jest potwierdzeniem, że w dalekim Poznaniu nie zapomina się o rodakach za granicą - mówi Edyta Maksymowicz, polska dziennikarka na Litwie,  która została tegoroczną  laureatką Nagrody „Żurawina” przyznawanej podczas Kaziuka Wileńskiego organizowanego Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Jednym z partnerów imprezy jest Wielkopolska „Solidarność”.