Lech Wałęsa, Tadeusz Mazowiecki, Bogdan Borusewicz, Władysław Frasyniuk, Andrzej Gwiazda…- przede wszystkim ich nazwiska kojarzą się z ,,Solidarnością” i walką o demokratyczną Polskę. A to przecież kobiety przygotowywały strategię polityczną, były autorkami wielu ważnych dokumentów, na równi z mężczyznami narażały się na represje.
- Dlaczego ja mam się tłumaczyć, że głównie mówi się o zasługach mężczyzn, a nie kobiet w ruchu ,,Solidarność”? To wy, przyszli dziennikarze i politolodzy powinniście odpowiedzieć na to pytanie – mówiła Barbara Labuda podczas debaty ,,Tracenie i odzyskiwanie Solidarności przez kobiety”, która odbyła się na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM w ramach Ogólnopolskiej Konferencji Naukowej „Solidarność zobowiązuje? Ruch związkowy i transformacja z perspektywy kobiet”. Oprócz Barbary Labudy w debacie wzięły udział Danuta Kuroń i Małgorzata Tarasiewicz.
Celem konferencji była dyskusja na temat wkładu kobiet działających w „Solidarności” w funkcjonowanie ruchu społecznego, a także podjęcie refleksji nad nieznaczną reprezentacją liderek i działaczek w życiu politycznym po 1989 roku.
Po 1980 r. w Związku kobiety stanowiły 47 proc. członków, więc był to stan pełnej równowagi. W obradach planarnych Okrągłego Stołu uczestniczyły jednak tylko dwie: Grażyna Staniszewska po stronie solidarnościowej i Anna Przecławska po stronie rządowej.
- Kobiety nie były dyskryminowane w działalności ruchu i związku, ale w gruncie rzeczy ukierunkowane były na wsparcie, a nie przywództwo, co w konsekwencji doprowadziło do tego, że funkcje kierownicze zdominowane zostały przez mężczyzn – mówiła Małgorzata Tarasiewicz.
Taka postawa wynika przede wszystkim z roli kobiety, jaka jest zakorzeniona w naszym społeczeństwie. Kobieta nie powinna być dominująca, powinna być w cieniu mężczyzny, wspierać go, a nie z nim rywalizować. To dlatego, kiedy Anna Walentynowicz miała pokierować strajkiem, odpowiedziała: ,,Jestem kobietą, nikt za mną nie pójdzie”.
A przecież to nie Lecz Wałęsa przeskakując przez płot uratował strajk w stoczni gdańskiej w sierpniu 1980 r. Trzy kobiety: Alina Pienkowska, Anna Walentynowicz i studentka, działaczka Ruchu Młodej Polski”, Ewa Ossowska zatrzymały strajkujących, którzy już trzeciego dnia, w sobotę 16 sierpnia, po obietnicy wysokich podwyżek zaczęli opuszczać teren stoczni.
Tak tę sytuację opisuje Shana Penn w znakomitej książce ,,Sekret Solidarności”: Pobiegły do bramy, wspięły się na beczki i błagały wychodzących, żeby pozostali. „Jeżeli nas porzucicie, będziemy zgubieni!”. Robotnicy zatrzymali się. „Nie sprzedawajcie kolegów za tysiąc pięćset złotych – przekonywały.– Musimy kontynuować strajk na znak solidarności z innymi strajkującymi zakładami”.
- Jakoś nie przychodziło nam do głowy awansowanie w Związku, do nas przede wszystkim należała praca organiczna – mówiła podczas debaty Danuta Kuroń. – To pewnie też jest powodem, że później było i jest nas tak mało w polityce.
Małgorzata Tarasiewicz zwróciła uwagę na jeszcze inny aspekt tego zjawiska: - Kobiety charakteryzowała praca zespołowa, one najlepiej funkcjonały w takim układzie bez liderów.
- Kobiety z natury lubią przywództwo zbiorowe, działanie w grupie, wspólne dyskusje. Ten model działał też w podziemiu, nikt nikogo nie wybierał – dodała Barbara Labuda. – Pewnie dlatego w kolejnych latach minimalizowały swoją rolę, a od działalności politycznej kupony odcinali mężczyźni.
Najlepiej sytuację kobiet we wczesnej ,,Solidarności” oddaje fragment książki Shany Penn: Przyjazna dla kobiet atmosfera w Stoczni Gdańskiej brała się częściowo stąd, że garstka organizatorów sierpniowego strajku oraz założycieli MKS-u – zarówno kobiet, jak i mężczyzn – działała razem już od ponad dwóch lat, a łączące ich więzi koleżeńskie, przyjacielskie, rodzinne, małżeńskie i narzeczeńskie przyczyniły się do sukcesu strajku. Wprawdzie ta spójność, która przesądziła o ostatecznym zwycięstwie, rozpadła się gwałtownie po zalegalizowaniu „Solidarności”, ale podczas trwania strajku sprawiła, że kobietom powierzano najważniejsze zadania i doceniano ich zaangażowanie w protest społeczny prowadzony w imię solidarności.
„W stoczni wszyscy jesteśmy równi” – brzmiało pojemne i nośne hasło strajkujących.” To hasło trwało dopóki w Polsce nie rozpoczęła się ostra walka polityczna o władzę. Rola kobiet została zmarginalizowana. Kobiety same ustąpiły mężczyznom, przyjmując częściej rolę wspierającą lub dały się zdominować agresywniejszym w polityce mężczyznom. Trzeba jednak podkreślić, że nie jest o tylko cecha charakterystyczna dla polskiej polityki, ale także społeczeństw z długą tradycją demokracji. Kobiety zwyczajnie mniej się rozpychają i nie krzyczą tak głośno. Dlatego ,,Solidarność” choć rodzaju żeńskiego ma męską twarz.
Fot. Zdjęcie archiwalne.
Anna Walentynowicz podczas strajku w Stoczni Gdańskiej.