Solidarność Wielkopolska - Pamięć o żołnierzach zachodnich kresów
Pamięć o żołnierzach zachodnich kresów
Poniedziałek 8 października 2018

Z prof. Waldemarem Handke, historykiem, zasłużonym działaczem ,,Solidarności”, autorem licznych publikacji dotyczących żołnierzy wyklętych rozmawia Anna Dolska

31 sierpnia na zakończenie mszy św. w gdańskiej bazylice św. Brygidy w 38. rocznicę zawarcia Porozumień Sierpniowych i powołania NSZZ „Solidarność”, metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź uhonorował pana Pierścieniem ,,Inki”, odznaczeniem przyznawanym za ,,przywracanie pamięci o żołnierzach wyklętych”. Skąd u pana taka pasja w badaniu losów żołnierzy powojennego podziemia niepodległościowego i antykomunistycznego?

- Jak to w zwykle bywa zdecydowało życie. Podczas internowania w 1981 r. jeszcze będąc studentem historii, siedziałem w jednej celi z porucznikiem Marianem Rączką,  szefem grupy działającej w powiatach krotoszyńskim i gostyńskim, który w 1951 r. został skazany na karę śmierci zamienioną na dożywocie,  a następnie zwolniony na mocy amnestii w 1957 r. To spotkanie spowodowało, że kiedy po 1989 r. zmieniły się w Polsce warunki, postanowiłem zająć się losami żołnierzy wyklętych, a potem kontynuowałem badania będąc pracownikiem poznańskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, czego efektem jest kilka napisanych przeze mnie książek i artykułów na ten temat.

W powojennej historii Polski żołnierze wyklęci byli tematem tabu. Nie mówiło się o nich w przestrzeni publicznej, nie wydawano o nich książek, nie pisano w podręcznikach. Czy to tylko kwestia sytuacji politycznej w czasach PRL?

- Myślę, że to jeden z efektów walki polityczno-propagandowej. Na początku chodziło o to, żeby usankcjonować nową władzę. Prawda jest taka, że przed wojną w Wielkopolsce komunistów było tylu, że ze świecą szukać. Po wojnie trzeba więc było stworzyć przekonanie, że nie było opozycji.
Druga sprawa, że w Wielkopolsce dość szybko został złamany opór zbrojny. Zwykle o partyzantce mówi się oddziały leśne, a my tu przecież nie mamy lasów jak na wschodzie Polski. Dlatego w Wielkopolsce możemy mówić o oddziałach polowych, które oparcie miały w mieszkańcach wsi. Urbanizacja tego terenu była zupełnie inna niż na wschodniej ścianie – tutaj była najgęstsza sieć dróg bitych i kolejowych.  

Jedni gloryfikują żołnierzy wyklętych, inni nazywają ich bandytami, którzy napadali i rabowali np. napadli na bank we Wrześni. Skąd takie skrajne opinie na ich temat?

- Poza tym, że byli bohaterami, trzeba pamiętać, że byli normalnymi ludźmi. W walce konspiracyjnej, w której przyszło im działać, zdarzały się incydenty. Nikt tego nie neguje. Jednak napad na bank w czasie okupacji nazywa się czynem bohaterskim, a napad na bank zawłaszczony przez komunistów - bandyckim. Do prowadzenia działalności podziemnej potrzebowali żywności, broni, odzieży. Pomagali im miejscowi. Karmili i opierali. Na zdjęciach widać, że mieli czyste mundury i schludnie wyglądali. Bez wsparcie mieszkańców wsi, nie mogliby walczyć. Musieli też na własną rękę organizować sobie środki.

Działalność partyzantki kojarzy się przede wszystkim z Podlasiem, Lubelszczyzną i Podkarpaciem. Liczna była grupa walczących w Wielkopolsce?

- W tym przypadku możemy mówić wyłącznie o danych szacunkowych. Komuniści doliczyli się, że w latach 1945-1946 Wielkopolska Samodzielna Grupa Ochotnicza ,,Warta” liczyła ok. 6,5 tys. zaprzysiężonych. Oczywiście nie wszyscy oni walczyli w lesie. Na tę liczbę składała się cała siatka. Najaktywniej działali w południowo-zachodniej Wielkopolsce, w okolicach Ostrowa. Twórcą i zarazem dowódcą WSGO „Warta” był ostatni komendant okręgu poznańskiego AK, ppłk Andrzej Rzewuski ps. „Hańcza”. On zresztą wraz z rozkazem o rozwiązaniu formacji, wydał swoim żołnierzom rozkaz o zakazie ujawniania się. Tym samym, wielu z nich uratował życie. Oprócz ,,Warty” na terenach w okolicy Wrześni walczyła organizacja ,,Zielony Trójkąt”.   

Czy Pierścień ,,Inki” traktuje pan jako uhonorowanie swoich badań nad historią żołnierzy wyklętych?

- Nie myślałem o tym w takich kategoriach. Traktuję to jako docenienie żołnierzy wyklętych walczących na zachodnich kresach Rzeczypospolitej Polskiej. Tak się złożyło, że ja otrzymałem odznaczenie, ale tych, którzy wraz ze mną dociekają prawdy jest przecież więcej.

Patrząc na pana życie, można stwierdzić, że pan również był niezłomny w walce z komunizmem – był pan więziony i internowany. Skąd ten opór przeciwko komunistycznej władzy?

- Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Po prostu czułem, że tak trzeba.

Jest pan od początku związany z ruchem i związkiem ,,Solidarność”. Jaki ma pan po latach stosunek do ,,Solidarności”?

- Dla mnie ,,Solidarność” nigdy nie była związkiem zawodowym. Zawiera w sobie wszystko, co oznacza dla mnie Polskę. Obrazuje najważniejsze polskie wartości. Dla żołnierzy były to: Bóg, Honor, Ojczyzna – ja dodam tego – i Ludzie.