



Nikogo nie zachęcamy do życia w związku nieformalnym, ale wygląda na to, że rozstanie będzie dotychczasowych małżonków wiele kosztować i to nie tylko nerwów na sali sądowej.
W projekcie zmian ustawy zaproponowanej przez Ministerstwo Sprawiedliwości, wysokość opłaty za wniesienie pozwu rozwodowego ma wzrosnąć ponad trzykrotnie – z 600 do 2000 zł. Dla niektórych osób to przeszkoda nie do pokonania. Ponadto dla rozstających się formalnie małżonków przygotowano kolejną ,,karę finansową”. Pracownicze Plany Kapitałowe (PPK) to jeden z filarów nowego systemu oszczędzania na emeryturę, który od 1 stycznia 2019 r. ma zastąpić obecnie obowiązujący. Zgodnie z założeniami, w PPK środki gromadziliby pracodawcy i pracownicy, a państwo uzupełniałoby saldo konta opłatą powitalną i dopłatami rocznymi. Załóżmy, że dochodzi do rozstania małżonków: podział majątku wspólnego obejmuje też PPK. W sytuacji jeżeli współmałżonek również posiadał rachunek w PPK, różnica trafi bezpośrednio na ten rachunek. Ale jeżeli takiego konta nie posiadał – pieniądze zaczynają krążyć. Zgodnie bowiem z nowymi przepisami, trafią do współmałżonka w postaci gotówki, ale po drodze własne „prowizje” – do państwa miałoby trafić 30 proc. z połowy składek, które pracodawca przelewał na rachunek PPK i połowa dopłat od państwa.
Jak przekonują niezależni eksperci, niezrozumiałe jest, że w przypadku rozwodu znaczna część środków zgromadzonych w PPK miałaby wrócić do skarbu państwa, a nie zostać transferowana do drugiego współmałżonka. Artykuł 5 ustawy o PPK będzie wprowadzał swoisty rodzaj kary finansowej za rozwód nakładanej na oboje rozwodzących się małżonków.
Ministerstwo wyjaśnia, że to sytuacja analogiczna do tej, kiedy uczestnik PPK likwiduje swoje konto w programie. Wtedy również państwo odbiera wszystkie przekazane mu bonusy i preferencje „przeznaczone dla uczestników systemu”.
Mając na względzie niekorzystne dla rozstających się uregulowania, może bardziej będą zmotywowani do poddania się obowiązkowej mediacji, którą ministerstwo zamierza zastąpić traktowaną jako formalność rozprawę pojednawczą.
Zgodnie z doniesieniami, Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza zmusić skonfliktowanych małżonków do mediacji przed sprawą rozwodową. W intencji resortu obligatoryjna mediacja ma przyczynić się do tego, żeby byli partnerzy, niezależnie od wzajemnych animozji, porozumieli się przynajmniej w kwestii wypełniania swoich obowiązków wobec potomstwa. Ale zmiany być może obejmą nie tylko pary posiadające dzieci.
Pomysł zmuszenia par do próby zawarcia ugody nie jest nowy. Już w czasie pierwszego rządu Prawa i Sprawiedliwości w 2006 r. resort sprawiedliwości ogłosił przygotowanie nowelizacji kodeksu postępowania cywilnego, zgodnie z którą wszystkie sprawy rodzinne miały najpierw przechodzić przez mediatora, a dopiero gdyby nie udało się polubownie rozstrzygnąć sporu, dochodziłoby do rozprawy przed sądem.
W Polsce jest coraz więcej profesjonalnych ośrodków mediacyjnych i po statystykach w sprawach rodzinnych widać, że strony coraz częściej dają się do nich przekonać. Jednak przymuszanie małżonków do korzystania z ich usług może spowodować wręcz odwrotny skutek.