Solidarność Wielkopolska - Skusili się na odprawy, przegrali życie
Skusili się na odprawy, przegrali życie
Poniedziałek 26 stycznia 2015

Górnicy z Kompanii Węglowej mówią wprost: te odprawy niech sobie rząd w rzyć wsadzi. Oni chcą pracy, nie zamierzają nią handlować. Dla nich gorzką lekcją jest los ich starszych kolegów, którzy w latach 90. wzięli odprawy i przegrali życie - podkreśla Jarosław Grzesik, szef górniczej „Solidarności”.

- Starsi pamiętają, a młodsi wiele słyszeli o reformie polskiego górnictwa z końca lat 90. W nią też wpisywał się program dobrowolnych odejść. Wtedy wielu górników przyjęło go z entuzjazmem. Wkrótce okazało się, że dla większości z nich, odejścia za odprawą miały fatalne skutki. Nie mieli planu, jak te pieniądze zainwestować. Finanse rozeszły się w bardzo krótkim czasie, a oni popadli w ruinę -  dodaje Grzesik.

 

To nie była wygrana na loterii

W latach 1998-2002, przy okazji realizowanej przez rząd AWS reformy górnictwa, z kopalniami dobrowolnie rozstało się 103 tys. osób. Poszli na emerytury lub skorzystali z różnych form opracowanego przez rządzących pakietu  socjalnego. Z odpraw w wysokości 50 tys. zł skorzystało wtedy 67 tys. pracowników kopalń, którzy podpisali zobowiązania, że do branży nie będą mieli już powrotu. Zamknięto wówczas 23 kopalnie na Śląsku oraz w Zagłębiu Dąbrowskim i drastycznie zmniejszono poziom zatrudnienia w górnictwie. Celem odpraw było ograniczenie społecznych kosztów tych cięć. W założeniach ówczesnego rządu miały one służyć pobudzeniu przedsiębiorczości wśród górników odchodzących z kopalń. Już wkrótce okazało się, że bardzo wielu z nich nie poradziło sobie z tym wyzwaniem.

Na wypłatę odpraw rząd pożyczył blisko 2 mld zł z Banku Światowego. Większość tych pieniędzy została zwyczajnie przejedzona. - Górnikom wydawało się, że te 50 tys. zł to wygrana na loterii, a tak naprawdę to były ochłapy, od których trzeba było odprowadzić podatek. Znałem wielu chłopaków, którzy je wzięli, ale nie przypominam sobie, żeby któryś z nich zbijał dziś kokosy. Ci ludzie, najczęściej mierzyli się z trwałym bezrobociem i osobistymi tragediami. Przez lata szukali pracy i „szli w Polskę”. Kilku górników z naszej kopalni popełniło samobójstwo. Jeśli się udało, to tylko bardzo wąskiej grupie osób - mówi Waldemar Sopata, przewodniczący „Solidarności” w Zakładzie Górniczym „Sobieski” w Jaworznie, wcześniej pracownik wygaszonej już kopalni Jaworzno.

Jak potoczyły się ich losy?

W nielicznej grupie górników, którym się udało, jest Robert Żuchowicz, szef Związku w zlikwidowanej kopalni „Paryż” w Dąbrowie Górniczej. Obecnie prowadzi niewielką działalność gospodarczą. Pan Robert przyznaje jednak, że nie zna ani jednej osoby, której życie potoczyło się normalnie po odejściu z kopalni. - Dziś bardzo wielu z tych górników już nie żyje. Gdy skończyły się pieniądze, popadali w depresję, w alkoholizm. Wielu z nich próbowało sił w małym biznesie. Po roku, góra dwóch latach plajtowali. Skończyła się kasa i waliło im się całe życie, również rodzinne. Forsa najczęściej rozchodziła się na samochody, telewizory i futra dla żon. Ale byli też tacy, którzy po prostu przegrali je w kasynach, przepijali. Gdy dopadło ich bankructwo, sprzedawali mieszkania lub co gorsza byli z nich eksmitowani. Wracali w swoje rodzinne strony i ślad po nich ginął - opowiada Robert Żuchowicz.

Z życiem po odejściu z kopalni nie poradził sobie szwagier pani Anny (na prośbę rozmówczyni nie ujawniamy nazwiska). - Wydawało mu się, że Pana Boga za pięty złapał. Jeździł w swoje rodzinne strony pod Szczecin, chciał tam kupować ziemię, otwierać biznesy. Koledzy wyłudzali od niego pieniądze, niby na łapówki dla ludzi, którzy rzekomo mieli mu pomóc w ich rozkręceniu. Zaczął pić na potęgę. Stracił pieniądze i rodzinę, mieszkał na ulicy.
Po trzech latach zapił się na śmierć - opowiada pani Ania.

Bardzo żałowali swych decyzji

Wielu górników, którzy w latach 90. odeszli z pracy, po nieudanych próbach otwierania własnych biznesów i poszukiwania pracy poza górnictwem, mimo podpisanego zobowiązania, próbowało wrócić do kopalń. - Bardzo żałowali swoich decyzji - przyznaje Waldemar Sopata.

Marek Kempski, wojewoda śląski w latach 1998-2000, wskazuje, że dziś pracownicy KW wyciągają właściwe wnioski z doświadczeń górników z przełomu wieków. - Rząd już nie skusi ich odprawami, bo oni dobrze wiedzą, jakie dziś są realia rynku pracy i biznesu. Ich odejścia na pewno nie naprawią dramatycznej sytuacji spółki. Odprawy tylko zlikwidują miejsca pracy w górnictwie. Tego nie zrównoważy 24-krotność wypłaty ani specjalna strefa ekonomiczna, bo proces jej tworzenia trwa latami - uważa Kempski.

 

Beata Gajdziszewska