Solidarność Wielkopolska - Zamknięte drzwi minister kultury
Zamknięte drzwi minister kultury
Poniedziałek 28 września 2015

Rozmowa z Romualdem Piechockim, chórzystą Teatru Wielkiego w Poznaniu, członkiem ,,S”, który pobiegł z Poznania do Warszawy z protestem ,,SOS dla kultury”.

Pracownicy instytucji kulturalnych nie organizują demonstracji przed Sejmem, nie pikietują przed urzędem wojewódzkim. Nie potraficie się zorganizować? Nie czujecie się silni?

- To prawda, że duże i silne grupy zawodowe jak górnicy, czy pielęgniarki potrafią się zebrać, sparaliżować miasto i zadziałać. My, ludzie kultury tego nie potrafimy. Możemy strajkować, ale wtedy ucierpiałby widz, a nie o to nam chodzi, by swoje sprawy załatwiać kosztem ludzi, dla których nasze instytucje zostały powołane.

Stąd pomysł na bieg?

- Biegam od 15 lat i stwierdziliśmy z Wiesią Urbaniak z mojej komisji ,,S” w Teatrze Wielkim, że to dobry pomysł na zwrócenie opinii publicznej, a co za tym idzie urzędników na sytuację pracowników kultury. Zatrudnieni w teatrach i muzeach posiadają w większości kompetencje wymagające dobrego przygotowania zawodowego, lat nauki, talentu, a mają warunki płacowe uwłaczające ludzkiej godności. Od 2008 r. nie było u nas żadnych podwyżek. Po 20 latach pracy moja pensja to nieco ponad 2 tys. zł i tak ma większość. W muzeach jest jeszcze gorzej. To prawda powszechna, że oszczędności zaczyna się od cięć budżetów na kulturę. Mamy pensje z XIX wieku.

Dziennie przebiegał Pan średnio 37 km, zatrzymywał się Pan w domach i ośrodkach kultury. Jak pana przyjmowano?

- Bardzo gościnnie, ale też powściągliwie. Dobiegałem wieczorem zmęczony, więc rozmowy prowadziłem kolejnego dnia przed startem w dalszą drogę. W małych miejscowościach ośrodki kulturalne są całkowicie uzależnione od wójta, burmistrza itd. Tam się boją mówić jak jest źle w obawie przed utratą pracy lub odcięciem finansowania. Zwykle pokazuje się efekty projektów, inicjatyw, ale nikt nie zwraca uwagi i nie dyskutuje o tym, ile zarabiają ludzie, którzy pracują przy tych projektach. W naszym kraju opłaca się być celebrytą, ,,artystą”, który zaświeci gołym tyłkiem i wszyscy o tym mówią. Artystą, który coś potrafi, który młode lata i dzieciństwo spędził na nauce sztuki, którą uprawia, nie opłaca się być.

Ale przecież artyści Teatru Wielkiego w Poznaniu często wyjeżdżali na zagraniczne występy i tam zarabiali porządne pieniądze…

- Teraz nie jesteśmy zapraszani. Bardziej konkurencyjni są Białorusini, Ukraińcy. Nasza dieta podczas zagranicznego tournee to 40 euro dziennie. Artyści zza wschodniej granicy wystąpią za niższą stawkę. Wszystkim rządzi ekonomia, nawet sztuką.

Biegł Pan od 2 do 10 września. Jak został pan powitany w Warszawie? Zrealizował pan swój plan?

- W Poznaniu podczas startu zgromadziła się grupa ok. 70 osób reprezentująca poznańskie środowisko. Liczyłem na większy odzew, ale niektórzy tłumaczyli to trwającą dla nas jeszcze przerwą wakacyjną. Na mecie w Warszawie czekało na mnie 15 osób – z Poznania, Warszawy i Krakowa. Najpierw miałem spotkać się z minister kultury, potem z prezydentem Dudą, a na końcu z ministrem finansów. Dla każdej z tych instytucji miałem wydrukowaną petycję przygotowaną w Zarządzie Regionu ,,Solidarności”. Pani minister Omilanowska już w lipcu była informowana o naszej inicjatywie i terminie wręczenia petycji. Po przybyciu na miejsce zastaliśmy zamknięte drzwi. Odesłano nas do biura podawczego. Pani minister tego dnia nie przyszła do pracy. Nie było też żadnego z wiceministrów. W końcu wyszedł do nas dyrektor departamentu finansów i na jego ręce złożyliśmy protest. Nie udało się także spotkać z prezydentem Dudą. Udało się porozmawiać z przedstawicielem kancelarii prezydenta. Najbardziej rzeczową rozmowę odbyliśmy w ministerstwie finansów. Spotkała się z nami rzecznik prasowy Wiesława Dróżdż, która poinformowała, że wynagrodzenia pracowników kultury zostaną w tym roku odmrożone.

W Warszawie zastał pan zamknięte drzwi ministerstwa, które najbardziej powinno być zainteresowane spotkaniem z panem jako przedstawicielem pracowników kultury. Porażka?

- Wcale tak nie uważam. O moim biegu informowały media, więc cel zwrócenia uwagi na głodowe pensje i sytuację ludzi kultury został osiągnięty. Pani minister po raz kolejny pokazała, że interesuje ją tylko film i czerwony dywan na festiwalach. Ostatnio zostaliśmy zaproszeni przez marszałka do rozmów na temat podwyżki płac. Jestem pewny, że miał na to wpływ też nasz protest.

 Rozmawiała Anna Dolska