Powołanie Juliusza B. na prezesa Telewizji Polskiej nieco mnie zaniepokoiło. Pamiętam bowiem, jak przed dwunastu laty w aureoli „przyzwoitego człowieka Unii Wolności” został on przewodniczącym Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, która miała „stać na straży interesu publicznego w radiofonii i telewizji” oraz dbać o to, by telewizja państwowa, od niedawna zwana już publiczną, była obiektywna. W ciągu czterech lat przewodniczenia Radzie Juliusz B. może i nie stracił nimbu przyzwoitości, ale wyszedł na pożytecznego idiotę po tym, jak przy okazji afery Rywina okazało się, iż był listkiem figowym dla sekretarza Rady, który wraz z „grupą trzymającą władzę” budował lewicowy ład w eterze.
Juliusz B. udzielił wywiadu, w którym sformułował odważnie tezę, że „Telewizja publiczna z natury rzeczy musi z rządem współpracować”. Gotów jestem - co do zasady - zgodzić się z tą tezą, gdyby nie pamięć. Pamiętam bowiem, jak w czasach prezesury R. Kwiatkowskiego, gdy KRRiT przewodniczył Juliusz B., telewizja zwana publiczną prowadziła walkę z rządem AWS-UW. Pamiętam, jak „Wiadomości” zaczynały się od informacji o kolejnej osobie, która zamarzła z winy rządu, jak wprowadzający właśnie 4 wielkie reformy rząd, by je przybliżyć Polakom, musiał wykupywać w państwowej telewizji płatne reklamy, a red. G. (nie używam nazwiska, by się nie utrwalało!), prowadząc przed kamerami rozmowę z liderem AWS wznosił się na wyżyny grzeczności i dziennikarskiego obiektywizmu! Wszystko to w imię interesu publicznego i niezależności TVP! Trudno ocenić, jak od tamtych czasów zmienił się Juliusz B., a jak zmieniła się „natura rzeczy”.
Wybory parlamentarne to spore wyzwanie dla TVP i jej prezesa. W czasie ostatnich wyborów monitoring mediów przeprowadzony przez misję OBWE wykazał brak równowagi w telewizji publicznej w przekazywaniu informacji. Teraz też nie jest najlepiej. Z najnowszych badań TVP, do których dotarła „Rzeczpospolita”, wynika, że w lipcu i sierpniu rządząca Platforma była prezentowana na antenach telewizji publicznej odpowiednio 28 i 15 godz., koalicyjny PSL był tam obecny 9 godz. w lipcu oraz 3,5 w sierpniu. Partie opozycyjne traktowano skromniej. PiS był pokazywany przez prawie 10 godz. w lipcu i blisko 8 godz. w sierpniu, SLD zaś odpowiednio 8 i 5 godz. Jak widać z tych wewnętrznych telewizyjnych wyliczeń, współpraca z rządem nie układa się źle.