



Na Rynku Łazarskim, gdzie przez wiele lat starszy pan rozwijał swój warsztat, teraz wisi przymocowana do drzewa kartka ze zdjęciem, a pod nią codziennie palą się znicze. Nie wiadomo kto je zapala.
Na tej kartce córka zawiadamia, że odszedł jej ojciec, który w tym miejscu przez wiele ostrzył noże i nożyczki, i który bardzo lubił tę pracę.
- Ludzie przynosili mu nie tylko noże do ostrzenia, ale też precyzyjne urządzenia, bo z wielką starannością podchodził do pracy – mówi pani Janina.
Inna przechodząca mieszkanka Łazarza opowiada, jak kiedyś mąż nieumiejętnie naostrzył jej ulubione nożyczki: - Przyszłam je ratować do tego pana – wspomina. – Najpierw ubolewał, jak można było tak zniszczyć nożyczki, a potem reanimował je przez 40 minut. Udało się. Tak byłam zadowolona, że chętnie zapłaciłam więcej, niż to wynikało z wyblakłego cennika.
Przy zniczach zatrzymuje się Beata. – Szkoda takiego fachowca. Moja córka nie mogła się napatrzeć z jaką precyzją i w skupieniu ostrzył noże. Kiedyś namówiła mnie żebyśmy przyniosły wszystkie, jakie były w domu, bo ten pan tak się starał.
Starszy pan siedział i pracował w skupieniu. Córka przynosiła mu obiad w słoiku.
Teraz została już tylko kartka i znicze, a stępione noże najprościej zastąpić nowymi z marketu, bo gdzie teraz szukać ostrzyciela.